Historia Ciążowo-Porodowa
"Tata na porodówce"
Nasza historia jest inspirowana konkursem na stronie babyonline
Nasz Kochany Oliverek miał przyjść na świat 14 kwietnia 2013 r ale tak się nie stało ,było już mu nie wygodnie w brzuszku i postanowił że czas na narodziny. 7 kwietnia o godzinie 23 obudziłam się myślą że muszę do toalety i wtedy z szokiem zobaczyłam że czop porodowy już wypad i odchodziły mi wody ,obudziłam męża i powiedziałam że to już mąż zaspany pyta co już a ja na to nasze dziecko zaczyna się rodzić. Zadzwoniliśmy do szpitala i akurat nasz lekarz prowadzący miał dyżur zapytaliśmy czy mamy od razu przyjechać do szpitala czy poczekać ale lekarz powiedział żeby przyjeżdżać . Już miałam gotową torbę wszystkie potrzebne rzeczy spakowane więc tylko się ubraliśmy i ruszyliśmy do szpitala bardzo się bałam nie wiedziałam co dalej podczas jazdy dostałam skurczy więc po przybyciu do szpitala przeprowadzono wywiad przebrałam się i podłączyli mnie do ktg. Mąż był cały czas przy mnie i mimo że się bał to wspierał mnie jak umiał,najgorsze chwile nadeszły gdy skurcze były tak silne że nie byłam w stanie wytrzymać ,mimo masaży i ćwiczeń na piłce było co raz gorzej na początku byliśmy w pokoiku gdzie mogłam się położyć było radio łazienka z prysznicem i różne materace drabinka piłka itp. żartowaliśmy mąż próbował oderwać moje myśli od strachu i bólu . Nie uczestniczyliśmy w szkole rodzenia ponieważ ja miałam bardzo daleko i nie było dojazdu ,a mąż dużo pracował więc uczestniczenie w zajęciach było niemożliwe. Oglądaliśmy w internecie różne filmiki z porodów żeby mieć jakiekolwiek pojecie o tym co się będzie działo .
Mąż od samego początku chciał być przy tym jak będzie się rodzić nasz synek,na początku nie chciałam tego nie chciałam żeby patrzyła na mnie w tym stanie i żeby widział jak to okropnie wygląda,lecz gdy teraz o tym myślę jestem bardzo zadowolna że był przy mnie wspierał mnie w ciężkich chwilach kiedy ból był nie do wytrzymania ,a ja nie miałam już siły mimo że widziałam na twarzy jego bezradność i troskę to się uśmiechał do mnie i powtarzał że wszystko będzie dobrze już niedługo Oliverek się urodzi a ja zapomnę o wszystkim,gdy przyszedł czas na poród mój mąż uważnie słuchał poleceń położnej ja pamiętam to wszystko jak przez mgłę byłam zmęczona i nie miałam siły na parcie ale mąż który trzymał mnie za rękę powtarzał jeszcze troszkę zobaczysz dzidziusia już prawię widać główkę i wtedy pomyślałam "naprawdę " więc dam radę i wtedy po kilku skurczach o godzinie 7:20 rano urodziła się nasz synek śliczny jak z obrazka położna zapytała czy Tatuś chce obciąć pępowinę ale jak mi później powiedział był w takim szoku że powiedział nie bo bał się że coś źle zrobi a pępowinę obcinasz w tym miejscu gdzie ci pokazują ale on biedny nie wiedział :) jak zobaczyłam synka zaczęłam płakać mąż też płakał tak bardzo się cieszyliśmy ale nasze maleństwo nie płakało szybko go zabrali to był najgorszy moment w moim życiu cały ból i zmęczenie odeszło został strach przez który oprzytomniałam po najdłuższej chwili świata popłakiwał cichutko ale nie mogłam go już zobaczyć zabrali go do inkubatora .Pani położna powiedziała że Tatuś dzielnie wytrwał przy mamie bo zdarzało się że mężczyźni wychodzili lub mdleli ,byłam dumna z Męża że zdecydował się obecność przy porodzie . Mąż był przy synku jak wypisywali punkty ważyli i przypinali opaski z imieniem. Gdy odwieźli mnie na sale mąż przyniósł moje rzeczy powiedział że z naszym Oliverkiem wszystko jest dobrze i żebym odpoczywała lekarze będą mnie o wszystkim informować a on musi już iść bo niedługo będzie obchód,wtedy było mi tak strasznie smutno ze nie może ze mną zostać chciałam szybko do domu ale pobyt w szpitalu trwał tydzień .
Mąż sie cieszył że był przy porodzie mimo że były takie osoby które nie wierzyły lub się śmiały ich zdaniem mężczyzna nie powinien wogóle być na porodówce. Ja widziałam że dużo to dla niego znaczyło że zrozumiał jakie to przeżycie dla nas obojga i mimo przeciwników porodów rodzinnych uważam że te osoby dużo tracą nas to zbliżyło mąż był czuły i dużo mi pomagał we wszystkim jestem mu bardzo wdzięczna za to wsparcie teraz przy drugim porodzie też chcemy być razem jego obecność jest dla mnie ważna czułam się wtedy bezpieczniej i pewniej .
pierwsza wizyta tatusia
pierwszy dzień w domu
Jestem Taki malutki i taki słodki
Zapraszam na rozdawajkę do mnie: http://naszmalycud.blogspot.com/2015/02/rozdawajka-z-bebetuli.html
OdpowiedzUsuńJeśli podoba się wam moja historia możecie oddać głos w konkursie babyonline w którym biorę udział oto link:
OdpowiedzUsuńhttp://babyonline.pl/prawdziwe-historie-dzieki-mezowi-czulam-sie-pewnie-i-bezpiecznie,prawdziwe-historie-ciaza-artykul,16974,r1.html
Zazdroszczę Ci trochę tej obecności męża. Tego wsparcia w trudnych chwilach. Ja niestety nie miałam tego szczęścia. Leżałam w szpitalu kilka dni przed porodem i do końca mieli mnie już nie wypuszczać. Mój mąż dojechał 5 minut po tym jak urodził się Filip.
OdpowiedzUsuńKasiu nic straconego ,przy następnym dzidzusiu możecie to nadrobić :) najważniejsze że Filipek urodził się zdrowy i ślicznie rośnie :)
OdpowiedzUsuń